Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Drużyna schodzi z boiska – jest 1:4 – albo gorzej – jest 0:5. Dzieci, mimo że bardzo się starały, nie dały rady znacznie lepszemu przeciwnikowi. Albo wręcz przeciwnie – były lepsze. Nie mogły jednak strzelić bramki – a przeciwnikom po prostu wszystko „wpadało”. Może ktoś strzelił samobója, może bramkarz się „nie popisał” może… może… może…
„Wynik”, „wygrana”, „przegrana” to poniekąd esencja sportu. Czego byśmy nie mówili i jak byśmy nie dbali o to, by nie przywiązywać do wyniku zbyt wielkiej wagi (co jest szalenie ważne w przypadku młodszych zawodników – pisaliśmy o tym wiele razy i wiele jeszcze napiszemy), dzieci doskonale wiedzą, że przegrały mecz, turniej lub zawody.
Kultura „wyniku” czy też filozofia „liczy się tylko wynik” jest ciągle bardzo silna. A zatem obojętnie, jak byśmy nie podchodzili do tematu, dzieci i tak wiedzą, że przegrały – i często bardzo to przeżywają. Stres wzmacniają postawy niektórych rodziców i trenerów, którzy nie kryją rozczarowania czy wręcz jawnie krytykują. Tymczasem w sporcie dzieci nie powinno być miejsca na takie emocje!
Nie chcemy jednak pisać Wam o tym, jak powinien być przedstawiany i traktowany wynik, ale co zrobić, kiedy już dziecko doświadczy porażki.
Podejście do przegranej mocno różnicuje wszystkich sportowców – starszych i młodszych. Niektórzy znoszą ją całkiem dobrze, podczas gdy dla innych jest bardzo stresująca. Niektórzy młodzi zawodnicy są całkowicie załamani, a słabszy nastrój utrzymuje się jeszcze przez wiele dni po fakcie. Trudno też mieć do nich pretensje – jeśli ktoś poważnie traktuje to, co robi, wkłada w to całe serce, stara się, jak potrafi i mimo wszystko nie osiąga spodziewanych rezultatów. Jest to frustrujące.
Co w takim razie robić?
Jeśli dziecko mocno odczuwa porażkę – pozwólcie mu na to. Jeśli krzyczy czy płacze, są to prawdziwe emocje, które potrafią być bardzo silne i powinny znaleźć ujście. Nie mówmy dzieciom „Nie pora się mazgaić” czy też „Trzeba być twardym!”. One jeszcze nie mają dobrze wyrobionej kontroli emocji, a takie komentarze tylko zwiększą ich stres, ponieważ przedstawiają je w złym świetle – jako „beksy” czy też „mięczaków”. W tej chwili potrzebują wsparcia, a nie krytyki. Lepiej powiedzieć: „Rozumiem, że możecie być bardzo zdenerwowani i smutni. To normalne w tej sytuacji”.
Kolejną istotną kwestią – i jednocześnie często popełnianym błędem – jest zniekształcanie czy też zaprzeczanie zaistniałej sytuacji. Dziecko przegrało – czuje się fatalnie. Mówienie: „Było dobrze, nic się nie stało” albo „Miałeś gorszy dzień, to nie ma znaczenia!”, świadczy tylko o tym, że nie rozumiemy, co to dziecko czuje. Dla młodego sportowca stało się przecież bardzo dużo! Jeśli tak postawimy sprawę, damy mu do zrozumienia, że albo nie doceniamy jego wysiłków, albo ich nie szanujemy – no bo skoro „nic się nie stało”, to znaczy, że to co robi, jest nieważne.
Akceptacja zarówno sytuacji (w tym wypadku porażki), jak i emocji, które ta sytuacja wywołała, jest pierwszym, bardzo ważnym krokiem do odrobienia tzw. lekcji, która płynie z przegranej. Pozwala na skonfrontowanie się z nią. Paradoksalnie prowadzi to do poradzenia sobie z nią. Młody człowiek/zawodnik jeszcze tego nie wie, ale od tego ma Was – rodziców, trenerów, nauczycieli. Pomóżcie mu w tym. Akceptując to, co się stało, oraz to, że może odczuwać gniew, złość, smutek, rozczarowanie, pokazujecie, że choć często są to emocje trudne, nawet nieprzyjemne, to są one częścią sportu, a przede wszystkim życia. Pokazujecie, że każdy ma prawo do popełnienia błędów, a dodatkowo można wyciągać z nich wnioski.
Nie od dziś wiemy, że bajki Disneya pokazują często skomplikowane sytuacje lub ważne życiowe lekcje w prosty, metaforyczny sposób. W kultowym „Królu Lwie” dostrzegamy scenę, która pomaga nam w zrozumieniu trudnych dla nas sytuacji z przeszłości. Fragment, w którym Simba rozmawia z Rafiki, przyjacielem rodu Mufasy, to nauka wyciągania nauki z wydarzeń, które są za nami. Aby m łody lew poczuł tę lekcję na własnej skórze, R afiki uderza go w głowę kijem, po czym na jego pytanie, co zrobił odpowiada: „To nie ma znaczenia to już przeszłość – można przed nią uciekać lub wyciągnąć z niej jakieś wnioski”. Zamachuje się drugi raz, ale tym razem Simba uchyla się przed uderzeniem kija.
Jak zachowywać się w sytuacji porażki?
Zaprezentujemy Wam garść praktycznych porad. Po pierwsze – czego nie robić:
- NIE skupiać się na wyniku! Dzieci powinny czuć, że nie same punkty są najważniejsze, lecz to, że obserwujecie ich rozwój, walkę, chęci i starania. Podkreślajcie to jak najczęściej.
Zamiast pytać o wynik – słynne: „Ile było?”, „I jak? Wygraliście?” (gdy na przykład nie było Was na meczu), zamieńcie na pytanie: „I jak Ci się podobał mecz?” albo nawet „I jak tam było na meczu?”, „Jak się bawiłeś?” (gdy nie wiesz o wyniku). Dziecko na tak postawione pytania z dużym prawdopodobieństwem i tak odpowie wynikiem spotkania. Zmieniając to pytanie, pokazujecie, że dla Was, jako rodziców, nie tylko wynik jest ważny, ale też to, jak się bawiło, co mu się podobało, jak bardzo było zaangażowane i co było dla niego trudne.
- NIE obwiniajcie i/lub NIE oceniajcie! Nie bądźcie źli na dziecko czy też zespół! Mali sportowcy i tak czują się wystarczająco kiepsko. Rozczarowany trener lub rodzic z komentarzami typu: „Naprawdę, mogłeś się bardziej postarać… jestem rozczarowany…” znacznie pogarszają sytuację.
- NIE obwiniajcie przy dziecku innych zawodników, obarczając ich winą! Wstawki: „To wszystko wina waszego bramkarza” albo „Jakby Janek nie zepsuł tego strzału, to byście wygrali”, są nie na miejscu.
- NIE „obniżajcie wartości” porażki! Dla dziecka może to być bardzo istotne, więc nie mówcie „Nie ma znaczenia” albo „Nic się nie stało”, lecz „Stało się, rozumiemy twoje samopoczucie, ale wierzymy, że poradzisz sobie z tym, a my Ci w tym pomożemy”.
Co robić?
Obserwujcie dziecko – zobaczcie, jak się czuje i jak podchodzi do sprawy. Co Wam mówi jego język ciała? Dziecko nie zawsze będzie chciało przyznać się rodzicowi czy trenerowi, że bardzo przeżywa porażkę. Rozmowę rozpoczynajcie od pytań otwartych – aby dzieci/dziecko mogły się wygadać. Poza tym to silny sygnał, że to nie wynik jest dla Was najważniejszy. Pytajcie o to:
- Jaka część meczu najbardziej wam się podobała, a jaka najmniej?
- Co wyszło tobie/wam najlepiej? Co wyszło najgorzej – a jeszcze lepiej – nad czym chciałbyś popracować?
- Czy jesteście zadowoleni z gry? Może z jakichś jej fragmentów? Jak było w obronie? Jak w ataku?
- Czego się nauczyliście w tym meczu? Co wam dał?
Prowadząc w ten sposób rozmowę, nie tylko pokazujecie zawodnikom, że nie wynik, lecz sama gra i zaangażowanie się dla Was liczą, a le też nauczycie ich, jak wyciągać wnioski z porażek i jak mogą one przysłużyć się rozwojowi!
Wskazujcie pozytywne elementy, które zauważyliście podczas meczu, turnieju lub zawodów. Na przykład:
- Bardzo się staraliście! Naprawdę doceniam wasz wysiłek! Jeśli będziecie tak dalej pracować sami zauważycie efekty!
- Mimo przegranej zauważyłem, że obrona świetnie współpracowała i bardzo dobrze grała! Oby tak dalej!
- Widziałem, jak wiele serca i wysiłku wkładaliście w grę! Jestem z was dumny!
- Pewnie, że nie jest miło przegrać – ale okazaliście wspaniałą sportową postawę! To jest dla mnie znacznie ważniejsze!
Jeśli któreś dziecko nie wykazało się, grało bez serca czy przekonania – nie wytykajcie go osobiście ani tym bardziej przed kolegami. Wyrażajcie za to nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej, i wiarę w to, że następnym razem da z siebie wszystko. Pamiętajcie, że pozytywna motywacja jest znacznie skuteczniejsza niż negatywna, a mówienie „Wierzę, że tym razem dasz z siebie wszystko! Wierzę, że potrafisz!” jest znacznie lepsze niż „Tym razem, Kowalski, tego tak nie zepsuj!”.
Warto też pytać dzieci, czy nauczyły się może czegoś, co może się im przydać poza sportem – na przykład w domu czy w szkole. Truizmy pod tytułem „porażka wzmacnia” czy „upadamy, by się podnosić” zna każdy – ale to właśnie na polu sportu można je dzieciom pokazać w praktyce, nauczyć odporności psychicznej i umiejętności wyciągania wniosków – realizując tym samym w piękny sposób wychowawczą i edukacyjną funkcję sportu.
Co z naszym nastawieniem?
Czy nie zastanawiało Was kiedyś, dlaczego niektóre dzieci będą próbowały nawet dwadzieścia razy wykonać jakieś trudniejsze zadanie, a inne poddadzą się po pierwszej nieudanej próbie? Co sprawia, że niektóre bywają uparte w dążeniu do wytyczonego celu, a inne odpuszczają, gdy tylko napotkają pierwszą przeszkodę?
Pozwólcie, że przy okazji tego rozdziału pokażemy Wam nieco inne niż zazwyczaj spotykane spojrzenie na radzenie sobie z trudnościami. I podobnie jak to często bywa w życiu, tutaj inspiracją też były… dzieci!
Wspomniana już przez nas dr Carol Dweck przeprowadziła eksperyment. Zaproszono do niego grupę 10-latków, których zadaniem było rozwiązywanie coraz to trudniejszych dla nich łamigłówek. W pewnym momencie, ku zaskoczeniu osób dorosłych, jeden z chłopców, gdy dostał do rozwiązania trudną łamigłówkę, powiedział: „Kocham wyzwania!”, a inny podsumowując zadanie, które wykonywał, stwierdził: „Wie pani co, właśnie liczyłem na to, że czegoś się nauczę”.
W kolejnej podobnej sytuacji, gdy dzieci mogły wybrać i rozwiązywać znów dosyć łatwą zagadkę/łamigłówkę lub spróbować zmierzyć się z tą trudniejszą, część z nich wybrała drugą opcję. Aby zobaczyć, co za tą decyzją stoi, a ż „korci” zapytać, dlaczego tak wybrały. Jedna z dziewczynek odpowiedziała z entuzjazmem:
„Ale będzie frajda, jak się z tym uporam!”. Widziała więc, to, czego mogło brakować dzieciom wybierającym opcje pozostania przy łatwiejszym zadaniu – wyzwanie i radość, że może spróbować je pokonać. Widziała też coś więcej na temat naszych zdolności umysłowych, a raczej pewnego podejścia do nich. Jak pisze Pani Dweck:
„Myślę, że inteligencja to coś, na co trzeba zapracować. Nie dostajemy jej w prezencie. Większość dzieci nie podniesie ręki w szkole, żeby odpowiedzieć na pytanie, jeśli nie zna odpowiedzi, ale ja zazwyczaj to robię, bo jeśli nie będę miała racji, to nauczyciel mnie poprawi. A czasem podnoszę rękę po prostu po to, żeby zapytać – Jak mam to rozwiązać? – albo poprosić o pomoc, bo czegoś nie rozumiem. I tak, rozwijam swoją inteligencję”.
Co takie podejście ma wspólnego z omawianym tematem?
To, w jaki sposób będziemy reagować na niepowodzenia (różnego typu), będzie wypływać z naszego nastawienia. Dzieci, które po porażce chciały dalej próbować, prezentowały nastawienie na rozwój. Opiera się ono na założeniu, że cechy (między innymi inteligencję, talent, zdolności), z którymi każdy z nas się rodzi, są tak naprawdę punktem wyjścia. Ważnym, ale nie ostatecznym. Możemy je rozwijać poprzez pracę. Nasze zaangażowanie, wytrwałość, wysiłek, jaki wkładamy w realizację zadania, będzie tu odgrywać kluczową rolę.
Osoby, które wychodzą z takiego założenia, postrzegają popełniane błędy jako niezbędny element rozwoju. Poprzez porażkę, przegraną, niepowodzenie po prostu się uczą. Wiedzą, potrafią wtedy więcej – mają informację zwrotną, co poprawić, na co zwrócić uwagę, w czym są dobre. Porażka ich nie definiuje, to znaczy, że nie odbierają jej jako osobistej klęski, że „coś jest ze mną nie tak”. To raczej myśl „jeśli chcę być w czymś coraz lepszy/-a, błędy mogą mi się przytrafić”.
W jaki sposób możecie rozwijać to nastawienie u swojego dziecka:
- często pytajcie „Czego się dziś nauczyłeś?”, „Nad czym pracowałeś?”; podkreślacie w ten sposób wysiłek i refleksję nad własnym doświadczeniem;
- rozmawiajcie o umiejętnościach, o które wzbogaciło się dziecko poprzez pracę, czas i swoje zaangażowanie; pokażcie progres (gdzie było na skali tej umiejętności rok temu, a gdzie jest teraz); pokazujecie, że „nie urodziło” się z tą umiejętnością, ale pracowało nad tym, żeby się rozwinąć;
- pokazujcie, omawiajcie z dziećmi historie swoje i najbliższych, kiedy do czegoś dążyliście i osiągnęliście to poprzez swoje pełne zaangażowanie; pokażcie, ile czasu Wam to zajęło; zwróćcie uwagę na trudności, pomyłki na tej drodze – ile one Wam dały, co wniosły do tej historii;
- chwalcie niekoniecznie za wynik, a le za wysiłek, który widzieliście u dziecka, jego determinację czy to, jak różnymi sposobami, metodami próbowało dojść do celu i nie poddawało się za pierwszym razem, gdy mu nie wyszło.