Z jednej strony trochę się uśmiecham sam do siebie, że piszę takie „truizmy” i „oczywiste oczywistości”, a z drugiej… no właśnie… czy na pewno zawsze o tym pamiętamy?! Nie chcę jednak pisać o tym, co źle robimy w tym względzie, a konstruktywnie o tym ile wskazówek daje nam to stwierdzenie.
Poniżej 3 najważniejsze przekonania, z którymi jeśli się zgodzimy i wdrożymy do naszej optyki postrzegania sportu dzieci, możemy osiągnąć niesamowite efekty. Zarówno w zakresie kształtowania lepszych sportowców jak i lepszych ludzi, co jest dużo ważniejsze. Jedno z drugim może się doskonale łączyć.
Dzieci sobie poradzą
Pisałem już kiedyś o zaletach uprawiania sportu na podwórkach. Nie przywrócimy tych czasów – zbyt wiele w tym względzie się zmieniło. Mimo to starajmy się wszyscy, na każdy możliwy sposób, dbać o to, żeby dzieciaki w swoim wolnym czasie ruszały się jak najwięcej! Rodzice, pamiętajcie, że ruch aktywność fizyczna dziecka może być też świetnym bodźcem dla Was, żeby też zadbać o swoją formę – robiąc to razem z nim. Same korzyści.
Chciałbym się jednak skupić na czymś innym. Mając świadomość największych wartości, jakie dawało tzw. „podwórko”, możemy szukać innych sposobów, żeby zapewnić je współczesnym dzieciom. Jakie to wartości?
– autonomia – w podejmowaniu decyzji (np. o której się ze sobą umówić, odnośnie wyboru składów, działania w grze, ustalania reguł) oraz rozwiązywaniu problemów (np. przygotowanie boiska, rozwiązywanie różnych sytuacji meczowych bez sędziego, umawianie się bez telefonów komórkowych)!
– dużo grania (a przez to i dużo zagrań i kontaktów z piłką) – nie było wyizolowanych ćwiczeń, po prostu się grało, czyli to co jest istotą rozwoju!
– relacje z innymi – współtowarzysze gry to była prawdziwa paczka, a relacje między nimi tworzyły się i pogłębiały w sposób naturalny!
– zabawa i rozwój pasji – zapewnione przez wszystkie powyższe punkty!
Jaki udział w tym wszystkim mieli dorośli? Żaden! Bo to dzieci są w tym najważniejsze….
Pamiętajmy o tym i…
…jeśli już organizujemy dzieciom sport – „dajmy im więcej swobody i pozwólmy im więcej grać” (pogadanki + ćwiczenia + gra!)
Nie chodzi też o to, żeby tylko i wyłącznie grały. To nie zapewni im optymalnego rozwoju. Chodzi o to, żeby grały więcej i jak najwięcej! Brak „podwórek” tym bardziej powoduje, że musimy zwracać na to dużo większą uwagę podczas treningów, na lekcjach wf i innych zajęciach sportowych. Jasne, że metodologicznie, jeśli chcemy by stawali się lepszymi sportowcami, musimy organizować różne ćwiczenia, pogadanki, analizy. Zachowajmy jednak przy tym odpowiednie proporcje – ze zdecydowanym naciskiem na „pozwólmy im więcej grać”.
Przykładowe „właściwe proporcje” dla jednostki treningowej, o których napisałem:
- 15 minut – wprowadzenie i rozgrzewka (GRY i zabawy z piłką, ćwiczenia z piłką i bez piłki)
- 15 minut – pierwsza GIERKA z zaakcentowaniem zaplanowanych dla treningu elementów
- 12-15 minut – ćwiczenia zapewniające uczenie nowych lub doskonalenie poznanych wcześniej elementów
- 20-25 minut – druga GIERKA, dająca dzieciom możliwość wdrożenia ćwiczonych przed chwilą elementów w GRZE
- 5-10 minut – uspokojenie organizmu, podsumowanie zajęć (może też zadanie „sportowego zadania domowego”!).
Brzmi sensownie?! Nie patrzmy aż tak bardzo na czas poszczególnych części, bo różne kategorie wiekowe mogą mieć różne długości treningów. Bardzo chodzi o: strukturę, logikę i proporcje. Zobaczcie ile w tym gry! Nie jest to żadne wielkie odkrycie. Powyższa struktura jednostki treningowej jest proponowana przez FIFA dla Grassroots.
Niech za dobrą analogię do tego, o czym piszę służy uczenie się języków obcych – licząc wszystkie szczeble edukacji, lekcji językowych mamy masę! Czy idzie to w parze z naszą płynnością i komunikatywnością językową?! Nie, ponieważ większość lekcji skoncentrowana jest na suchych i wyizolowanych ćwiczeniach
W uczeniu się komunikowania w obcym języku, największe (a w zasadzie jest to jedyna droga) efekty daje „mówienie, mówienie i jeszcze raz mówienie” WSPARTE lekcjami gramatycznymi i innymi.
Podobnie jak w uczeniu się gry, najważniejsze jest „granie, granie i jeszcze raz granie” WSPARTE ćwiczeniami technicznymi czy motorycznymi.
I pamiętajmy, że gdy już grają to MUSI to być ICH granie. Nie bądźmy joystickami, które sterują dziećmi. Poradzą sobie. Bo one są w tym najważniejsze i muszą czuć, że są w tym najważniejsze!
A zależność jest prosta: im mniej wpływu będziemy chcieli mieć na ich granie, tym więcej wpływu oni sami będą mieli na swój rozwój. A za tym pójdzie – wyższa świadomość, więcej samokontroli, wyższa motywacja, więcej frajdy, większe zaangażowanie.
I wreszcie najważniejsza rzecz. Sport powinien być pasją i ścieżką życiową dziecka, a nie przejawem aspiracji i planów rodziców, trenera czy otoczenia.
Zadaniem nas wszystkich jest to, żeby tę pasję rozwijać i wspierać młodych w ich rozwoju – nie tylko sportowym. Sport daje doskonałe możliwości, żeby kształtować lepszych ludzi.
Jak możemy to robić?
- uczmy ich sportu i tego co z nim związane,
- służmy radą,
- świećmy przykładem,
- bądźmy autorytetem,
- dopingujmy,
- budujmy świadomość,
- uczmy samokontroli nad procesem rozwoju,
- dawajmy możliwości,
- pielęgnujmy radość,
- inspirujmy.
Dużo tego. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo! A ten kto mówi, że bycie trenerem, nauczycielem czy sportowym rodzicem to „łatwizna” jest w błędzie. To duże wyzwanie i odpowiedzialność, ale uczestniczyć w rozwoju sportowym dzieci, widzieć ich radość z uprawiania sportu to największa frajda na świecie i jest warte starania się! Co do tego chyba nie mamy najmniejszych wątpliwości, prawda?!