Wyobraź sobie taką sytuację.
Na wakacje za granicę wyjeżdżają dwie osoby. Jedna z nich ma opanowane wszystkie czasy w języku angielskim i zna 5000 różnych angielskich zwrotów, ale nie potrafi ich używać w komunikacji z innymi (w mówieniu i rozumieniu). Druga natomiast na kartkówce z gramatyki albo słownictwa otrzymałaby zapewne „dwóję”, bo posługuje się tylko jednym czasem i to na zasadzie „Kali mówić, Kali chcieć”, a zasób jej słów ogranicza się do trzystu, ale używa ich tak często w rozmowach z innymi, że praktycznie nie ma najmniejszego problemu z dogadaniem się w każdej sytuacji.
Teraz zadam Ci pytanie, które większości wyda się retoryczne, ale które skieruje moje dalsze wywody na odpowiednie tory.
Która z tych osób, ma większe szanse na to, żeby podczas tych wakacji dowiedzieć się więcej o miejscu pobytu, poznać miejscowe obyczaje, zawrzeć nowe znajomości?
Jeżeli chcemy swobodnie komunikować się w jakimkolwiek języku obcym to nie wystarczy, że nauczymy się wszystkich prawideł gramatycznych i poznamy choćby tysiące słów. Istotą komunikacji jest „dogadanie się”, czyli skuteczne przekazywanie różnych komunikatów, a także uzyskanie informacji zwrotnych, które nas interesują. Komunikacja nie jest łatwa w ojczystym języku, a co dopiero w kontaktach z obcokrajowcami, kiedy to, oprócz oczywistych różnic w samym języku, pojawiają się takie bariery i szumy jak:
- różne akcenty i dialekty,
- różnice kulturowe,
- różnice w rozumieniu sensu słów i pojęć,
- używanie języka potocznego,
- i wiele innych.
Dodatkowo każdy nasz rozmówca jest inny, więc wszystkie te elementy za każdym razem działają inaczej. Sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, gdy w rozmowie uczestniczy kilka osób i jest ona dużo bardziej dynamiczna.
Nawet najlepiej opanowany warsztat językowy na nic się nam zda, jeżeli nie poświęcimy wcześniej dziesiątek, czy nawet setek lub tysięcy godzin na praktykowanie go w różnych sytuacjach i z różnymi rozmówcami.
Zobaczcie, jak wygląda nauka języków obcych (najczęściej języka angielskiego) w naszym kraju. Uczymy się ich praktycznie na każdym szczeblu edukacji szkolnej (od podstawówki po studia), średnio po dwie-trzy lekcje w tygodniu. Razem daje to kilka czy wręcz kilkanaście lat nauki! Ostatecznie natomiast większość z nas ma BARDZO duże problemy ze sprawnymi komunikowaniem się w danym języku.
Podobnie jest z nauką piłki nożnej (i innych gier). Tutaj również zacznę od przywołania sytuacji, obrazującej mój tok myślenia.
Na korcie tenisowym staje naprzeciwko siebie dwóch zawodników. Podczas rozgrzewki jeden z nich praktycznie ze stuprocentową skutecznością trafia każdą uderzoną przez siebie piłkę w jeden z rogów kortu po drugiej stronie siatki, robiąc to z olbrzymią szybkością i przy perfekcyjnej technice wykonania danej czynności. Nazwijmy go Grzegorzem. Po drugiej stronie stoi drugi zawodnik, Marek, który oczywiście potrafi dobrze przebijać, ale technika wykonywanych przez niego uderzeń oraz ich siła i szybkość są dużo słabsze niż u Grzegorza. Jeszcze mecz się nie zaczął, a już wydaje się, że wynik jest rozstrzygnięty. Co się jednak wydarza? 6:4, 6:3 i 6:1 dla Marka! Jak to w ogóle możliwe? Okazuje się, że przez całą rozgrzewkę i na początku meczu Marek dokładnie obserwował Grzegorza i starał się znaleźć jego słabe strony. Gdy zobaczył, że ma on dużo lepszy forehand to przez cały mecz zagrywał mu..na backhand. Oprócz tego każde uderzenie Marka było zagrywane w taki sposób, żeby Grzegorz nie mógł odegrać piłki w ustabilizowanej pozycji, czyli takiej w jakiej głównie wykonywał uderzenia podczas rozgrzewki i jaką miał opanowaną dzięki dziesiątkom treningów. Marek zagrywał mu raz pod siatkę, a raz lobem na koniec kortu..i tak na zmianę. W końcu u Grzegorza doszła nerwowość i zirytowanie spowodowane bezsilnością wobec zawodnika, który teoretycznie miał dużo słabszy warsztat, a jak się nagle okazało bardzo skutecznie go punktował. Oczywiście, gdyby Marek zdecydował się na wymianę długich i szybkich piłek, posyłanych na koniec kortu, to przebieg gry wyglądałby zupełnie inaczej.
Jednak nie na tym polega gra i bynajmniej nie dotyczy to jedynie tenisa – istocie gry również poświęcimy nie jeden artykuł.
Obie przywołane w tekście scenki oczywiście celowo są podkoloryzowane, ale ich celem miało być pokazanie różnicy w dwóch podejściach do „nauczania” i przygotowywania młodych zawodników do tego, żeby byli maksymalnie sprawni w tym co robią – w kontekście celów, a nie formy.
- Nie da się nauczyć umiejętności gry – jeżeli młodzi zawodnicy będą więcej trenowali niż grali.
- Nie da się nauczyć komunikowania się – jeżeli uczniowie więcej będą wkuwać niż rozmawiać.
Czy uważam w takim razie, że samo opanowywanie warsztatu, jest mało istotne? Absolutnie tak nie uważam! Jest bardzo istotne, bo to właśnie ten warsztat zwiększa nasze możliwości działania. Chodzi mi tylko o to, że samo „używanie” tego warsztatu jest dużo ważniejsze! Przy założeniu więc, że będziemy zwracali DUŻO więcej uwagi na praktykowanie gry to oczywistym jest, że im większy zasób różnego rodzaju działań z piłką i bez piłki będziemy znali tym lepszymi będziemy zawodnikami. Podobnie zresztą jak w przypadku posługiwania się językiem obcym – im więcej słów i zwrotów tym nasza komunikacja będzie sprawniejsza.
Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze jeden wątek.
Pojawia się bowiem pytanie, czy powyższe wywody dotyczą jedynie tych młodych zawodników, którzy w przyszłości mają zostać profesjonalnymi zawodnikami czy wszystkich?
Na pewno w kontekście kreowania przyszłych mistrzów, którzy podniosą poziom gier sportowych w Polsce, większy nacisk na grę i nauczanie gry w całym procesie treningowym młodych zawodników wydaje się czymś bezwzględnie koniecznym. Jestem bowiem przekonany, że co roku nasze drużyny odpadają w europejskich pucharach głównie dlatego, że nasi przeciwnicy po prostu GRAJĄ OD NAS LEPIEJ. Oczywiście często podaje się różne inne przyczyny, jak „słaba dyspozycja dnia”, „gorsze przygotowanie motoryczne”, „tamci mieli więcej szczęścia”, „trener źle zestawił zespół” itp. Każdym z tych powodów można oczywiście tłumaczyć jeden mecz na kilka albo kilkanaście, ale jeżeli od kilkunastu lat powtarza się dokładnie to samo, to przydałoby się poszukać przyczyn nieco głębiej – może właśnie w tym, że młodzi zawodnicy zbyt dużo uczą się czynności ruchowych, a za mało grają. Zwłaszcza, że uczenie się gry bynajmniej nie powinno ograniczać się jedynie do treningów, a młodzi zawodnicy, zwłaszcza ci, którym marzy się kariera sportowa, powinni każdą wolną chwilę przeznaczać na granie!
Jeśli natomiast chodzi o zastosowanie tego, o czym pisałem wyżej w odniesieniu do wszystkich pozostałych chłopców czy dziewczyn, które trenują gry, ale nigdy nie będą zawodowymi sportowcami, to trochę tak, jakby zapytać, czy języka obcego powinniśmy uczyć tylko te dzieci, które w przyszłości będą lektorami lub tłumaczami?!
Być może wiele osób powie, że porównywanie nauki języka obcego do nauki gry jest mocnym nadużyciem, bo nie każdy musi uprawiać sport, a każdy powinien komunikować się w jakimś języku obcym. Natomiast ja uważam, że podobieństwo jest bardzo duże, ponieważ w odniesieniu do większości dzieci i młodzieży istotą nauczania języków obcych, jak i sportu nie jest kształtowanie przyszłych profesjonalistów, ale głownie ich wszechstronny rozwój (pisałem o tym więcej w artykule „Rozwój sportowy a rozwój przez sport”).
Poza tym, jeżeli faktycznie mocniej skupimy się na optyce „nauczanie rozmawiania w obcym języku poprzez rozmawianie” i „nauczanie gry poprzez granie” zamiast na optyce „nauczanie dla samego nauczania” to nie dość, że będzie to dużo skuteczniejsze, to jeszcze dużo bardziej atrakcyjne.
Dlatego moja odpowiedź brzmi – zdecydowanie takie podejście powinno odnosić się do WSZYSTKICH młodych zawodników, niezależnie od tego, jak potoczy się ich dalsza przygoda ze sportem.
Co mogą zrobić/zmienić/zmodyfikować w swojej pracy trenerzy?
Każdy trener jest inny i każdy trener ma swój warsztat związany z nauczaniem piłki nożnej i w żaden sposób nie zamierzam w to ingerować. Zwłaszcza, że tak jak już pisałem wcześniej, to nie ma być blog, który ma uczyć trenerów aspektów metodycznych, ponieważ od tego są kursy, kursokonferencje, warsztaty, a także strony i publikacje, w których można znaleźć mnóstwo wartościowych wskazówek i narzędzi.
Jedyne do czego zachęcam, to żeby zastanowić się nad tym, czy wypełniając swoją rolę jako trenerzy zachowujecie odpowiednie proporcje między ćwiczeniem różnych czynności ruchowych, a “nauczaniem gry poprzez grę”, pamiętając, że to drugie jest naprawdę bardzo ważne, co wcale nie wyklucza tego, żeby o pierwsze też dbać.
Oprócz tego oczywiście zachęcajcie swoich podopiecznych, żeby w wolnych chwilach grali jak najwięcej!
Co mogą zrobić/zmienić/zmodyfikować rodzice?
Przede wszystkim dbajcie o to, żeby aktywność fizyczna Waszego dziecka nie ograniczała się jedynie do treningów! Zachęcajcie go do tego, żeby w wolnych (od nauki i innych obowiązków lub zajęć) chwilach grało w piłkę (lub inne gry) z kolegami lub koleżankami na podwórku czy w innych miejscach do tego przeznaczonych.
Mam świadomość, że są rodzice, którzy z różnych powodów z dystansem podchodzą do sportu. Wierzę jednak, że w wielu wypadkach wynika to z tego, że przenoszą, to co widzą w sporcie seniorskim, zwłaszcza tym zawodowym, na sport dzieci i młodzieży. A obraz sportu w naszym kraju nie jest najlepszy i tym samym podejście do niego, wśród dużej części społeczeństwa jest takie a nie inne. Nie chcę się teraz rozwodzić nad tym, dlaczego tak się dzieje i co można by z tym bardzo szybko zrobić, ale pewnie jakiś tekst temu poświęcimy. Mam nadzieję też, że ten blog będzie takim miejscem, gdzie spojrzenie na sport wielu osób się zmieni.
Pamiętajcie, że sport dzieci i młodzieży to zupełnie “inna bajka” niż sport dorosłych! Nawet jeżeli nie chcecie, aby Wasze dziecko w przyszłości było sportowcem, albo ono samo nie chce lub nie ma ku temu dyspozycji, wcale nie oznacza, że nie powinien się on stać ważnym elementem jego życia, i że Wy nie powinniście zrobić maksymalnie dużo, żeby go w tym jak najlepiej wspierać.